Polska perspektywa?
[Tekst powstał w 2005 r.]
Odwiedził mnie niedawno mój znajomy z Rosji i zdziwił się treścią pewnego bilboardu jaki pojawił się na ulicach Warszawy: „Bądź dumny ze swojego dziedzictwa” – Batory pogromca Iwana Groźnego. Jakiż to pogromca, spytał znajomy, skoro Iwan Grożny dalej sobie rządził a w straciu z polskim królem stracił pewnie jakiś niewielki oddział swojego wojska w granicznej potyczce, właśnie pod Pskowem. Nie jestem pewien, czy ich uczyli prawdy historycznej, czy nas. Ta refleksja uświadomiła mi, że warto czasem zebrac do kupy kilka podstawowych faktów z pogranicza historii i narodowej świadomości. Polska megalomania posiłkuje się fałszywą perspektywą? Mamy przekonanie, że uczestniczymy w rozstrzygających wydarzeniach i tym karmimy swoja dumę oraz pokolenia wyrastające w historycznej świadomości naszej mesjańskiej roli w dziejach Europy, czy ludzkości. W istocie pobrzmiewa w tym coś z prowincjonalizmu, u którego podstaw leży pragnienie przyklejenia się do wielkich dziejów i nadawanie temu znaczenia większego niż obiektywnie przyjęte w szerszej perspektywie. Napoleon miała dzięki nam podbić i zmienić oblicze świata. Obecnie takim Napoleonem jest w pewnym stopniu Ameryka, z którą zawieramy sojusz – chcemy, czy nie chcemy – zepchnięci do roli upokorzonego niewolnika, który uczestniczy w procesie oswabadzania jakiejś cząstki świata.
Podobna megalomania odbija się w relacji do „ruskiego” . Skupię się tutaj tylko na pewnym współczesnym i sobie znanym wycinku naszych relacji ze wschodnimi sąsiadami.
Po 1989 roku polityczne wichry zmieniły oblicze Europy. Z pewnością był w tym nasz udział, ale czy aż tak wielki ? Posłuchajmy historiografii współczesnej, która bezwzględnie spycha rolę „Solidarności” do rzędu lokalnych zdarzeń.
Tym niemniej przeciętny polski obywatel sięgający marzeniami do podboju cywilizacyjnego wyruszający za sukcesem gospodarczym popełnia cała masę gaf . Chcąc lub nie chcąc obraża uczucia innych i stara się podkreślić swoją wyjątkowość.
Megalomania zastępuje wiedzę i kompetencję. Znienawidzony przez wielu Polaków język rosyjski jest tego najlepszym przykładem. Mając do czynienia z delikatną materią wygrywania własnych interesów wpada w pułapkę megalomanii i ignorancji.
Przykładów można mnożyć.
Pierwszy z brzegu to efekt pouczania braci Ukraińców jak wprowadzać demokrację i wolny rynek. Trudny proces reformy skłonni jesteśmy zrzucić na barki kilku powierzchownych polityków, którzy pykając fajeczkę z wysoka pouczają naszych wschodnich sąsiadów jak zmieniać społeczeństwo, urynkawiać gospodarkę i reformować instytucje publiczne. Chwila sukcesu, za którą nas publicznie pochwalono tu i ówdzie w ciągu ostatnich 10 lat spowodowała nagły przypływ „wody sodowej” w mózgach rozsądnych przedstawicieli politycznych i intelektualnych elit naszego kraju.