Anna German – jako projekt polityczny
To nie pomyłka. Ona wbrew sobie, również po śmierci stała się projektem politycznym. W myśl zasady – jeśli nie interesujesz się polityką to ona zainteresuje się tobą.
Annę German pamiętam jedynie z radia. Od dzieciństw towarzyszył mi jej ciepły, wibrujący i przenikliwy głos, który kształtował naszą estetykę w przaśnej rzeczywistości PRL-u. Potrafiła oderwać nas od bieżących spraw i nadawać głęboki sens najbardziej podstawowym emocjom – miłość, matka, los człowieka….
zdjęcie obok przedstawia moment transportowania rannej Anny German przez smutnych panów
Anna German odeszła z mojego życia na długo i nie myślałem o niej, po prostu gdzieś w głębokiej szufladzie pamięci miała swoje zasłużone i ciepłe miejsce. W latach 80-tych, kiedy walczyłem z
przymusem składania przysięgi wojskowej „na wierność Armii Czerwonej” Anna German wróciła do mnie w nieoczekiwanym momencie. Za odmowę składania przysięgi zostałem zesłany karnie do robót budowlano-drogowych. Major odpowiedzialny za pion polityczny w batalionach
inżynieryjno-budowlanych w Krotoszynie powalił mnie swoim dziwactwem – słuchał namiętnie Anny German. Miał kolekcję płyt i jej liczne fotografie w swoim gabinecie, w którym byłem co i rusz przesłuchiwany na okoliczność podejrzenia o możliwość współpracy z obcymi wywiadami. Dlaczego tak uwielbiał Annę German? Jeszcze się nie domyślałem.
Kiedy Wojciech Jaruzelski został w 1989 roku nieopatrznie wybrany na Prezydenta, posłuszne media zaczęły ocieplać jego wizerunek. I tu znowu wróciła Anna German. W którymś z wywiadów (prasowym czy telewizyjnym – nie pamiętam) Jaruzelski zwierzył się, że jego ulubioną artystką
i wzorem kobiecości jest Anna German. Wtedy skojarzyłem majora z Krotoszyna i doszedłem do wniosku, że to dziwactwo miało charakter dość powszechny, a może było nawet reglamentowane. Jako część ćwiczeń estetycznych w ramach przygotowań i kursów organizowanych przez Główny Zarząd Polityczny LWP, dla wyższej kadry kierowniczej.
Ale co ma wspólnego Anna German z Ludowym Wojskiem Polskim? Może to moja aberracja? Związek ten uświadomiłem sobie niedawno studiując zagadnienia związane z odczytywanie kodów tożsamości w relacjach polsko-rosyjskich.
Anna German to wielkie zjawisko artystyczne, ale i nie tylko. Mam podejrzenie, że przez „władców ludowej Polski” musiała być traktowana jako trofeum wojenne, jak część łupów zdobytych
na wrogu. W dalekiej przenośni oczywiście, ale jednak. Była przecież Niemką. Wybrała Polskę jako swoją Ojczyznę, ale wychowywała się w Związku Sowieckim.
Armia Sowiecka podbijając III Rzeszę wywiozła wiele łupów i zdobyczy. Najcenniejsze były te niematerialne, podbój duszy, gdy udało się posiąść wroga do końca. Wielu jeńców, byłych
funkcjonariuszy Hitlera, przeszło „nawrócenie” i stali się najcenniejszym łupem zwycięskiej armii, filarem kadrowym DDR.
Dla zwykłych zaś żołnierzy cenną zdobyczą były gwałcone niemieckie kobiety, na równi z cennymi zegarkami, drobnym lub grubszym sprzętem, ubraniami, materiałami, biżuterią itd. Przewożono to
wagonami w głąb ZSRS, aby wynagrodzić trud żołnierza i oficera, wzbogacić jego rodzinę i Ojczyznę jednocześnie.
Anna German i jej najbliżsi nie mieli oczywiście z tą wojną wiele wspólnego, a niemieccy i holenderscy przodkowie raczej pokojowo zagospodarowywali ogromne przestrzenie carskiego imperium. Tym niemniej „repatriowana” do Polski rodzina Anny German stała się symbolem
głębokiego połączenia losów sojuszniczych krajów ludowej demokracji.
Talent i głos Anny German był cennym diamentem, który zdobił kwitnąca przyjaźń „polsko-radziecką”. Władze PRL mogły uznać za sukces obecność Anny German i jej rosyjskich pieśni w całej sowieckiej przestrzeni popkultury. Takiej skutecznej propagandy, akceptowanego powszechnie estetycznego modelu opartego na „bliskości narodów sowieckiego i polskiego”, nie było w PRL ani przedtem ani potem. Lata 60-te to wielki marsz polsko-sowieckiego przymierza, z
pieśniami na festiwalach żołnierskich w Kołobrzegu, utworami opiewającymi pierwszego kosmonautę gen. Hermaszewskiego. Być może oficerowie LWP podśpiewywali piosenki Anny German Jaruzelskiego rozgniatając na rozkaz Jaruzelskiego Czechosłowacki bunt w sierpniu 1968 roku.
Podejrzewam, że artystka mogła cierpieć z powodu takiego uprzedmiotowienia. Z pewnością jak u każdego artysty biły się w niej emocje i uczucia. Była poza tym osobą głęboko religijną. Pozwolę sobie, nie znając bliżej życia Anny German, puścić wodze fantazji i narysować coś, co
mogło nie mieć miejsca. Czyżby jej sukcesy w krajach zachodnich, wysokie pozycje na festiwalach w San Remo, występy w Olimpii paryskiej, w Cannes, jej płyty we Włoszech – pasmo sukcesów. Czy to sprowadziło na nią niebezpieczeństwo? Nagle ten wypadek. Na włoskiej autostradzie, daleko od Polski.
Gdybym pisał scenariusz filmu sensacyjnego wymyśliłbym taką intrygę, ze oto popularna piosenkarka z kraju komunistycznego decyduje się zostać na Zachodzie. Jak temu przeciwdziałać? Unieszkodliwić ją, zanim podejmie decyzję zabójczą dla całego projektu pn. „przyjaźń polsko-radziecka”? Może to aberracja? Fantazja? Ale czy niemożliwa?
Po wypadku mija trzy lata i Anna German wraca do pracy. W Polsce. Tworzy i śpiewa. Jest inna, złamana? Teraz więcej się angażuje w projekty polityczne. Daje się wmanewrować w długotrwały romans z komunistyczną ideologią, flirt z TPPR mimo, że z mężem należą do „apolitycznego” kościoła Adwentystów Dnia Siódmego.
Nie umiem sobie tego wszystkiego tak jednoznacznie poukładać i nie mam zamiaru zajmować się lustracją wybitnej artystki. Wiem jedno, że kiedy reżyser Waldemar Krzystek przystępował do filmu ujawnił, iż chce pokazać w serialu o Annie German złożoność relacji polsko-rosyjskich. Nie bardzo wierzyłem, czytałem jeszcze raz i jeszcze raz. Jakich polsko-rosyjskich? Przecież ideologom sowieckim i komunistycznym chodziło o wykorzystanie niemieckiego trofeum. Polska tu była tylko przy okazji. I tak traktowano Annę German w ZSRR – jako swoją, Niemkę, śpiewającą po rosyjsku.
Znacie najgorsze rosyjskie przekleństwa? Te, które czerwonoarmiści wydrapywali na ścianach budynków na Pomorzu Zachodnim, a także na murach rozwalonego Berlina. Widziałem i czytałem.
Najgorsze z nich dotyczą głębokiego upokorzenia z wykorzystaniem prymitywnych sposobów inseminacji, te same od tysięcy lat prymitywne praktyki żołdactwa.
Być może zrobiony dla Rosjan film jest inną próbą pokazania głębszej prawdy, którą Krzystek usiłował już odsłaniać w dobrym filmie „Mała Moskwa”, tj. uwikłanie zwykłych i niezwykłych ludzi w projekty ideologiczne realizowane przez tępych żołdaków, różne piony polityczne i wojskową agenturę w naszym cywilnym świecie. Projekty realizowane kosztem życia, kariery i sumienia…
Nie mam stu procentowej pewności, czy słuszne są moje podejrzenia, iż Anna German stała się w pewnym momencie zakładnikiem projektu wojskowych komunistów. Nie wiem czy musiała być świadomym tego uczestnikiem, na ile była zaangażowana jej wolna wola. Nie wiem, czy wypadek na włoskiej autostradzie nie był spreparowanym zamachałem na życie tej wybitnej artystki. Ale mogła chcieć wymknąć się swoim opiekunom z Warszawy i Moskwy.
W mediach głównego nurtu słyszę zachwyty na serialem i liczne pochwały od krytyków. To wzmaga we mnie nieufność. Czy to nie jest kolejny projekt, post mortem, którego celem ma być budowa syntetycznych więzi polsko-rosyjskich z udziałem Anny German…..
Warszawa marzec 2013